Slow clothing – jestem za!

Ang. SLOW – „powoli” to trend, który w pierwszym kontekście uderzył w rynek spożywczy jako przeciwstawienie do fast food. W pewien sposób slow food stało się wręcz modnym odpowiednikiem bycia eko. W zabieganej codzienności zaczęliśmy obrastać nie tylko w tłuszcz – nieodłączny skutek pożywiania się na szybko. Zaczęliśmy niestety też przypominać silosy chemiczne, bo fast [a jak słuszniej się go określa junk – śmieci] dotyczy nie tylko szybkości podania czy przygotowania, ale produkcji. Szybko, nienaturalnie, chemicznie, tanio.

Na szczęście krok po kroczku z trendem eko, slow food zaczął wkraczać do ludzkiej świadomości. Żywność ekologiczna, produkty bez chemii i modyfikacji genetycznej, często domowe, tradycyjne potrawy zaczęły znów pojawiać się naszych żołądkach, a określenie „jesteś tym co jesz” nabrało znów pozytywnego znaczenia. Z lekki oporem, ale jednak zaczęliśmy odkrywać, że to co do tej pory brane było za zaściankowe i passé jest trendy. Ba! Nie tylko trendy, ale wręcz zdrowe i z pożytkiem dla wszystkich.

 

 

 

 

 

 

 

Kolejnym krokiem jest slow clothing.

Nie ma on wprawdzie wpływu na nasze zdrowie, ale jest za to silniej powiązany z ekologią. Slow clothing propaguje bowiem modę.. „z duszą”.

Kto z nas nigdy nie przekopał się przez szafę babci czy rodziców w poszukiwaniu cennego znaleziska takiego jak stara retro torba, koszula w typową dla lat 70 kratkę czy jakaś folk apaszka. Sami jednak w pewnym momencie zaprzestaliśmy generowania takich skarbów.

Rzeczy tanie, najczęściej masowo produkowane syntetycznie w krajach azjatyckich, znoszone w jeden sezon, potem lądujące na wysypisku, aby dogorywać tam kolejne dziesiątki, może nawet setki lat. Tak niestety wygląda w dalszym ciągu rzeczywistość konsumpcji ubrań, butów czy toreb.

Jednak nie brak nadziei, że i tu znów historia zatoczy koło. Nie chcemy już bowiem swetrów produkowanych [pośrednio oczywiście] z plastikowych butelek, butów rozklejających się po pierwszym kontakcie z kałużą czy bluzek, które po miesiącu noszenia przypominają odbarwiony bezkształtny worek.

Znów szukamy naturalnej flaneli, miękkiego sztruksu i skóry naturalnej. Sentyment, aby i w naszej szafie ktoś za kilkanaście lat pogrzebał, wraca do świadomości.

 

I my jesteśmy ZA!